Jak powiedział nam Robert Grodecki, prezes Komunikacji Miejskiej, szereg przyczyn wpłynęło na tak długi okres wprowadzania do użytku biletu elektronicznego. - Według wcześniej przygotowanego projektu w Głogowie miał być tylko jeden punkt, w którym można było wyrobić sobie kartę i tylko trzy punkty, w których można było ją doładować – powiedział. - Uznaliśmy, że to za mało na ponad 70 tysięczne miasto. Szukaliśmy partnera, który chciałby postawić tych punktów więcej i teraz na terenie Głogowa działa ich 14, a docelowo ma być ich 20.
W mieście bilet elektroniczny wprowadzano stopniowo, najpierw na zasadzie dowolności, kto chciał, to wyrobił sobie kartę i w razie potrzeby doładował w wyznaczonych miejscach. Teraz obowiązuje ona wszystkich pasażerów, chyba że zdecydują się na zakup biletu bezpośrednio u kierowcy.
- Warunki jakie trzeba przy tym spełnić są dwa – mówi prezes Grodecki. - Pierwszy z nich to wyliczona kwota pieniędzy, a drugi to to, że bilety kupowane u kierowców są droższe.
Mieszkańcy Głogowa, którzy często korzystają z komunikacji miejskiej, a jeszcze nie wyrobili sobie biletu elektronicznego powinni na spokojnie przekalkulować sobie zyski jakie płyną z tego rozwiązania. Chodzi tu o to, że korzystając z biletów elektronicznych za przejazd płaci się mniej, ponieważ kasować bilet papierowy trzeba było zawsze – bez względu na to, czy chce się przejechać tylko jeden przystanek, czy całą trasę autobusu. Przejazd z biletem elektronicznym przy małej ilości przejechanych przystanków kosztuje mniej.
- Opinie były różne – mówi prezes. - Od skrajnie optymistycznych do skrajnie negatywnych, ale tak jest zawsze. Ci, którzy liczą pieniądze szybko stwierdzili, że im się to opłaca.
Oprócz oszczędności dla klientów komunikacji miejskiej, jest też inny plus całego systemu, na który zwraca uwagę Robert Grodecki.
- Dzięki temu w każdej chwili widzimy ile osób korzysta z przejazdu na danej linii – powiedział nam. - To nam pozwoli w przyszłości dostosować rozkład jazdy do faktycznych potrzeb mieszkańców.